Ukraina od początku wojny szuka alternatywnych dróg eksportu zboża za granicę, by w ten sposób obniżyć jego cenę na światowych rynkach i zapobiec klęsce głodu na świecie. Jedna z tych dróg, przynajmniej częściowo, odpadła. To Polska.
Ukraina jest jednym z największych producentów zbóż na świecie. Wojna wstrzymała eksport z tego kraju – dwie trzecie eksportu zboża Ukrainy odbywało się drogą morską. teraz, gdy Rosjanie zaminowali porty i szlaki przez Morze Czarne, ten transport odpada. Ukraina prawie od początku wojny szuka alternatywnych dróg transportu zboża, co przy takiej skali jest trudnym zadaniem.
Światu grozi głód
Tymczasem ceny na światowych rynkach zbóż z powodu braku ziarna z Ukrainy poszły tak bardzo w górę, że wielu krajom grozi głód: jak informuje Onet, w Tunezji mąka jest racjonowana, w Libanie w ogóle nie można jej kupić, jest sprzedawana tylko pita, dla oszczędności. Światowy Program Żywnościowy, agenda ONZ, oszacował, że ceny zboża poszły w górę o 44 proc., co oznacza, że mamy już kryzys głodu na świecie. Z tego powodu w drugiej połowie roku może dojść do protestów społecznych z powodu ograniczeń w dostępie do żywności, większych nawet niż arabska wiosna.
A tymczasem w Ukrainie nadal czeka na wywóz 18 milionów ton zbóż ze ubiegłorocznych zbiorów, a po żniwach dojdzie do nich około 60 milionów ton tegorocznych zbóż. Jak je przewieźć? Europosłowie z komisji rolnictwa PE postanowili zbadać sprawę w terenie i odwiedzili dwa polskie przejścia graniczne, w Korczowej i Medyce, żeby sprawdzić możliwości przewozu zbóż tą drogą.
Przez Polskę? To nie takie proste
Najpierw są kwestie techniczne: ciężarówkami nie opłaca się wozić pszenicy, bo jest za tania, jak mówią Ukraińcy. W Korczowej, jak podaje Onet, na razie przejeżdża dziennie około 25 ciężarówek ze zbożem, a odprawianych jest ok. 260 ciężarówek dziennie, jednak połowa z nich wiezie głównie pasze kukurydziane. Od 20 czerwca drożność przejścia dla kołowego ruchu towarowego została zwiększona o 100 proc., co sprawi, że dobowo będzie mogło tędy przejeżdżać około 500 ciężarówek.
Na przejściu w Medyce z kolei w ogóle nie ma ciężarówek ze zbożem, bo tamtędy się go nie transportuje. Tu jednak zwraca uwagę inna kwestia: jednym z problemów, jeśli chodzi o transport kolejowy zboża, jest rozstaw torów – te na Ukrainie są szersze, więc cały transport trzeba byłoby przeładowywać na granicy, co wymaga miejsca, czasu, no i budowy terminala. Ale akurat w Medyce szersze tory po polskiej stronie biegną jeszcze przez 12 km, a po ukraińskiej z kolei węższe też są zbudowane na sporym kawałku. Budowa terminali i przeładowanie zboża nie stanowiłyby więc problemu ani po jednej, ani po drugiej stronie – tu większy problem jest ze stanem technicznym torów po stronie ukraińskiej. Ich stan zniszczenia oszacowano na 30 proc., a to dużo.
To są jednak kwestie do rozwiązania, choć oczywiście na każdą z nich potrzebny jest czas, a ponieważ mamy wojnę i głód – to tego czasu nie ma. Ale najważniejszy problem nie jest już tak łatwy do rozwiązania: jak to zrobić, żeby ukraińskie zboże przewożone do Polski, z której ma iść dalej w świat, nie znikało po drodze. A znika, bo chętnych na kupno nie brakuje, jako że jest tańsze od polskiego. To z kolei powoduje protesty polskich rolników, którzy bronią swoich interesów.
RE myśli nad rozwiązaniami
Problem złagodziłaby budowa tymczasowych silosów na ukraińskie ziarno, bo gdyby znikł problem magazynowania, to kwestia szybkiego wywozu, by zrobić miejsce dla kolejnych transportów, nie byłaby już tak paląca. Na razie przy granicy jest miejsce na ok. 25 tys. ton zbóż, ale w razie potrzeby może być więcej.
Takie rozwiązanie z pewnością pomoże – ale jeśli chodzi o sam transport, to nadal najbardziej wydajna jest droga barkami i pociągami przez deltę Dunaju do rumuńskiej Konstancy, jednego z najnowocześniejszych portów zbożowych UE. Tę trasę ogranicza tylko przepustowość kolei i dróg.
To jednak za mało, żeby skutecznie rozwiązać problem. Czy są jeszcze jakieś inne wyjścia – o tym będzie dyskutować Rada Europejska na rozpoczynającym się 23 czerwca posiedzeniu.