Kaliningrad w zapaści. Moskwa musi pomóc

musi wziąć na utrzymanie, przeorganizować łańcuchy dostaw i zapłacić za to. Tego zdania są kaliningradzcy biznesmeni. Jeśli tego nie zrobi, to kaliningradzka padnie.

Sytuacja Kaliningradu, rejonu zamieszkałego przez około milion osób, od czasu wprowadzenia pierwszych unijnych sankcji stale się pogarsza. Kaliningrad nie ma połączenia z resztą Rosji – wszystkie dostawy muszą iść albo morzem, z Petersburga, albo tranzytem przez Litwę. Region jest uzależniony od importu.

Nie ma żadnej blokady Kaliningradu

Dlatego tak wielkie oburzenie Rosjan wywołało wprowadzenie przez Litwę kolejnych unijnych sankcji polegających na wstrzymaniu tranzytu części towarów między Rosją i obwodem kaliningradzkim. To efekt decyzji Komisji Europejskiej, a ograniczenia dotyczą transportu kolejowego i drogowego.

wszystkiego w Kaliningradzie poszły w górę, ale co gorsza, wstrzymały także pracę wielu firm. Pracownicy zostali wysłani na urlopy, a małe przedsiębiorstwa boją się, że nie przetrwają. Niektóre z firm przekazały pracownikom ziemię pod uprawę warzyw i owoców, by złagodzić skutki sankcji.

Moskwa natychmiast po wprowadzeniu sankcji zażądała ich zniesienia, grożąc Litwie podjęciem kroków w obronie swoich praw i zapowiadając poważne restrykcje w stosunku do Litwy. Jak podaje Forbes, takie działania są zdaniem Rosji bezprawne dlatego, że porozumienie z 2002 roku zawarte między Rosją a Litwą gwarantuje swobodny tranzyt między Rosją a obwodem kaliningradzkim przez terytorium Litwy.

Litwa odpowiedziała stronie rosyjskiej, że wprowadzone sankcje to wyłącznie realizacja sankcji UE. Jeśli zaś uważa, że nie są zgodne z prawem, powinna wystąpić do i tam udowodnić swoje racje. To stanowisko Litwy poparł też Josep Borell, szef unijnej dyplomacji. Litwini zwrócili też uwagę, że nie ma żadnej mowy o całkowitej blokadzie Kaliningradu czy dramatycznej sytuacji w mieście, co chętnie podnoszą Rosjanie. Ruch pasażerski odbywa się bez problemów, towary dozwolone również są odprawiane, a o żadnej blokadzie w ogóle nie można mówić, skoro Kaliningrad leży nad morzem i wszystko, co potrzebne do jego funkcjonowania, Rosja może przesyłać drogą morską bez żadnych ograniczeń i absolutnie zgodnie z prawem.

Jak nie wiadomo, o co chodzi…

Powód nagłaśniania i dramatyzowania sytuacji Kaliningradu przez Rosję jest inny: wywołując tę histerię Moskwa chce wywrzeć presję na UE, by zdjęła lub choćby złagodziła sankcje – bo wtedy będzie można podważyć także wszystkie inne wprowadzone restrykcje. Tak powiedziała Forbesowi Iwona Wiśniewska, ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich. Bo przecież sam fakt wprowadzenia sankcji, nie pierwszy zresztą od rozpoczęcia wojny na Ukrainie, naprawdę nie mógł być zaskoczeniem.

Powód może być jeszcze jeden: pieniądze. Kaliningrad mógłby być bez problemu zaopatrywany we wszystko, co potrzebne, drogą morską – ale w tym celu trzeba byłoby przeorganizować łańcuchy dostaw, zwiększyć liczbę statków kursujących na tej trasie – a to wszystko kosztuje. Moskwa najwyraźniej nie ma ochoty za to płacić, zapewne też nie ma odpowiedniej floty, żeby od ręki rozwiązać problemy z dostawami do Kaliningradu. a niekoniecznie chce się do tego przyznać. Stąd szum wokół sankcji wprowadzanych przez Litwę – by odwrócić uwagę od tych problemów.

Gubernator Anton Alichanow w kwietniu, jak podaje “Forbes”, wyliczył, że obwodowi potrzebne byłoby 10 promów kursujących na okrągło między portami w Zatoce Fińskiej i Kaliningradem. Tyle by jego zdaniem wystarczyło, by zapewnić dostawy dla mieszkańców i towary do produkcji przemysłowej. Teraz między Kaliningradem a Ust-Ługą, portem niedaleko Petersburga, kursują cztery promy, a władze zapowiedziały, że wkrótce będzie jeszcze jeden. Ale to połowa tego, co jest potrzebne Kaliningradowi do przetrwania. Czy będą kolejne statki – nie wiadomo, bo Moskwa nie daje jasnej odpowiedzi, czy będzie subsydiowała rejsy. Bez tego cała impreza firmom po prostu nie będzie się opłacać.

Firmy wstrzymały produkcję

W dodatku tutejsi wcale nie są pewni, czy to wystarczy i czy dla wszystkich towarów, jakie są im potrzebne, znajdzie się tam miejsce. W dodatku taka sytuacja wymaga od nich także przestawienia produkcji i swojej wewnętrznej logistyki, bo transport morski trwa dłużej. Oni też nie za bardzo mają na to pieniądze, zwłaszcza w sytuacji, gdy musieli wstrzymać produkcję.

Większość dużych firm nie pracuje i wysłała pracowników na urlopy, jak Awtotor, który produkował samochody osobowe, m.in. BMW, Hyundai i Kię. Litewska firma Viciunai zamknęła swój zakład przetwórstwa rybnego w Sowiecku. Małe i średnie firmy też usiłują sobie jakoś radzić. Wszyscy walczą o przetrwanie.

A będzie coraz gorzej. W najbliższym czasie z transportów będą eliminowane kolejne towary: cement, drewno i wyroby z drewna, wiele komponentów branży budowlanej i produkcji przemysłowej, a także towary luksusowe, jak alkohole, sprzęt sportowy. W drugiej połowie roku zniknie i naftowa.

W tej sytuacji, zdaniem Forbesa, Moskwa musi wziąć na utrzymanie gospodarkę Kaliningradu, inaczej region czeka zapaść ekonomiczna. Ale skoro nie ma pieniędzy na dodatkowe promy – to czy znajdzie je na utrzymanie całego regionu? O to raczej nie należy się obawiać, choć względy humanitarne nie mają z tym nic wspólnego. Region nie ma znaczenia gospodarczego dla Rosji, ma natomiast strategiczne. Dlatego Władimir musi utrzymywać Kaliningrad, bo potrzebuje go do szantażowania sąsiadów z Unii Europejskiej i NATO.

#BejmyFinanseKaliningrad w zapaści. Moskwa musi pomóc