Więcej

    Wojna na Ukrainie. Czy Rosjanie zbuntują się przeciwko Putinowi?

    Sukcesy Ukraińców pod Charkowem oraz w Donbasie sprawiają, że niepowodzenia rosyjskiej armii stają się coraz bardziej oczywiste dla Rosjan. Coraz bardziej dotkliwe stają się też skutki sankcji gospodarczych. Czy Rosjanie się w końcu zbuntują?

    Według artykułu Pawła Łokszyna z “Die Welt”, który opublikował Onet, opór przeciwko działaniom Putina budzi się w miarę docierania kolejnych informacji z Ukrainy: o pozostawionych setkach czołgów, dział i wozów bojowych, klęskach kolejnych oddziałów. Nikt nie ma wątpliwości, wbrew staraniom rosyjskiej propagandy, że “przesunięcie” rosyjskich wojsk pod Charkowem było w istocie sromotną klęską.

    Wojna od początku nie idzie tak, jak zamierzał Putin – a teraz widać to wyjątkowo wyraźnie. Zdaniem Łokszyna może ona zachwiać stabilnością władzy Putina, choć na pewno nie stanie się szybko. Na razie głosy protestu są pojedyncze, mimo że protestujących nie spotykają szczególnie ciężkie represje. Opozycjonista Ilja Jaszyn trafił do aresztu tymczasowego, a Jewgienij Roisman, były burmistrz Jekaterynburga – do aresztu domowego. A około 50 radnych miejskich z kilku rosyjskich miast zażądało w petycji dymisji prezydenta, co jeszcze niedawno było nie do pomyślenia.

    Problemem jednak, przynajmniej obecnie, nie są ci, którzy protestują przeciwko wojnie – ale ci, którzy uważają, że Putin działa w Ukrainie zbyt łagodnie. Ci są zdania, że powinien rozpocząć “prawdziwą” wojnę i przede wszystkim ogłosić powszechną mobilizację. Wśród nich są lider Czeczenii Ramzan Kadyrow, lider komunistów Giennadij Ziuganow czy propagandzista i nacjonalista Igor Girkin, który ma setki tysięcy subskrybentów swojego profilu na Telegramie.

    Tymczasem powszechna mobilizacja nie jest planowana, co wyraźnie podkreśla Kreml w swoich komunikatach. I nie dlatego, że Putin nie chce jej przeprowadzić. On po prostu zdaje sobie sprawę, że nie ma do tego warunków. Za mało jest na przykład oficerów, którzy mieliby szkolić rekrutów. Już wcześniej eksperci wojskowi informowali też, że dla rekrutów nie wystarczyłoby broni, nie mówiąc o pozostałym niezbędnym wyposażeniu, którego nie ma.

    Jednak jego władza nadal trzyma się mocno, bo wielu Rosjan nie wyobraża sobie innej. Wspierają go także najbogatsi Rosjanie, zwłaszcza ci objęci sankcjami, i nie ma w tej chwili znaczenia, że robią to dlatego, ponieważ w zasadzie nie mają innego wyjścia. Wielu z nich po całych latach mieszkania za granicą musiało wrócić do Rosji z powodu wojny i sankcji. W ciągu pięciu miesięcy roku 26 dużych rosyjskich firm przeniosło swoje siedziby z powrotem do Rosji.

    Ale przeciętni Rosjanie, nawet jeśli wierzą w “operację specjalną”, już odczuwają skutki europejskich sankcji. Ceny poszły w górę, różnorodność i jakość towarów drastycznie spadła, więc w końcu może dojść do sytuacji, że “lodówka pobije telewizor”, czyli zła sytuacja gospodarcza stanie się ważniejsza i bardziej przekonująca niż propaganda.

    Jeśli do tego dojdą jeszcze kolejne sukcesy Ukraińców na froncie i wyzwolenie całego terytorium kraju, łącznie z Donbasem i Krymem – wtedy Putin może zacząć się bać. Ale do tego jeszcze daleka droga.

    WiadomościWojna na Ukrainie. Czy Rosjanie zbuntują się przeciwko Putinowi?