Więcej

    Ostatnie dni 30-latki w ciąży: “Mam dla kogo żyć”

    30-letnia Iza S. zmarła z powodu wstrząsu septycznego w szpitalu w Pszczynie będąc w 22. tygodniu ciąży, z bezwodziem i czekając na aborcję. Mówiła: “Mam dla kogo żyć, nie chcę umierać”. Zostawiła męża i dziewięcioletnią córeczkę.

    Dziennikarze TVN Uwaga dotarli do SMS-ów, które zmarła wysyłała bliskim, rozmawiali też z jej sąsiadką z sali. Z danych, które zebrali, wynika, że lekarze czekali, aż serce płodu przestanie bić, zanim go usuną. Niestety, zanim to zrobili, u kobiety wywiązała się sepsa i zmarła.

    Tragiczna historia zaczęła się 20 września – tego dnia Izie S. nagle odeszły wody płodowe. To był 22 tydzień ciąży, a u płodu już wcześniej stwierdzono wady rozwojowe. Lekarz prowadzący ciążę skierował więc kobietę od razu do szpitala w Pszczynie. 21 września została przyjęta na oddział, a badanie wykazało, że dziecko żyje.

    “Dziecko waży 485 gram. Na razie, dzięki ustawie aborcyjnej muszę leżeć i nic nie mogą zrobić” – napisała do matki. – “Zaczekają, aż umrze lub coś się zacznie, a jeśli nie to extra mogę spodziewać się sepsy. Bo przyśpieszyć nie mogą. Musi albo przestać bić serce, albo się coś zacząć”.

    Wizyta lekarza w czasie pobytu pani Izy w szpitalu odbyła się tylko raz. Poza tym kobieta była jeszcze na wziernikowaniu, jak informowała jej koleżanka z sali, która spędziła z nią ostatnie godziny życia. Po powrocie pani Iza powiedziała, że serce cały czas bije i lekarz czeka, aż płód obumrze. Koleżanka wspominała, jak bardzo chciała żyć. Mówiła “mam dla kogo”.

    Ale jej stan się pogarszał. Miała bardzo wysoką gorączkę, bo 39,9 stopnia. Napisała w do matki, że czuje się, jakby to był jakiś stan zapalny, bo bolą ją kości i jest jej zimno, ale dodała że “jakoś dziwnie jak na chorobę”.

    Pielęgniarkę wezwała koleżanka z sali, bo pani Iza już nie była w stanie, tak się źle czuła. Mówiła położnej, że ma jakieś dziwne, zielonkawe upławy, że bardzo źle się czuje. Ale uznano to za przeziębienie i podano jej kroplówkę.
    “Hej, dali kroplówkę, bo z gorączki się trzęsłam. Dobrze, że termometr wzięłam, bo nikt tu nie mierzy. Miałam 39,9” – napisała Iza do mamy.

    Kroplówka pomogła na krótko, kobieta w nocy wymiotowała, nie chciała się położyć spać, bo bała się, że się nie obudzi. Nie skierowano jej jednak na dodatkowe badania, dopiero następnego dnia rano stwierdzono śmierć dziecka i wysłano ją na blok operacyjny. Niestety, było już za późno. Kobieta zmarła z powodu sepsy, której się tak obawiała. Potwierdziła to sekcja zwłok.

    Zmarła Iza S. zostawiła dziewięcioletnią córeczkę i męża. To dla nich ogromna tragedia, tak samo jak dla jej matki, która straciła drugą córkę – pierwsza zmarła w wieku czterech miesięcy ponad 30 lat temu.  W “TVN Uwaga” powiedziała: “Zastanawiam się, co ja takiego złego zrobiłam, że naszą rodzinę takie rzeczy spotykają. Ja już w Boga nie wierzę”.

    Przyczyny śmierci Izy S. bada teraz prokuratura regionalna w Katowicach. Dochodzenie na razie prowadzone jest w sprawie nieumyślnego spowodowania zgonu pacjentki. Śledczy jednak jeszcze sprawdzają dokumentację medyczną, w tym z gabinetu ginekologicznego, do którego prywatnie chodziła kobieta. Jej ciążę prowadził dyrektor szpitala w Pszczynie. Sam szpital wydał w tej sprawie oświadczenie. Poinformował w nim, że postępowanie lekarzy było zgodne z polskim prawem i wiedzą medyczną.

    Źródło: Uwaga TVN

    WiadomościOstatnie dni 30-latki w ciąży: "Mam dla kogo żyć"