Ostatnie słowa, jakie słyszała z ust swego syna Tetiana, matka jednego z żołnierzy z Wyspy Węży, były ostrzeżeniem, że wojna już się zaczęła. To właśnie on, Roman Hribow, miał powiedzieć słynną frazę “Rosyjski okręcie wojenny, idź w ch…j”, która stała się jednym z symboli tej wojny.
Atak na Wyspę Węży, na tamtejszy posterunek straży granicznej, był jednym z pierwszych w czasie tej wojny. Cały świat powtarzał słowa bohaterskich żołnierzy piechoty morskiej i pograniczników, którzy odmówili poddania się rosyjskiemu statkowi wojennemu. Roman już od kilku tygodni powtarzał rodzinie, że będzie wojna, chociaż nikt mu nie wierzył. Tuż przed kontaktem z rosyjskim okrętem podwodnym zadzwonił na chwilę do mamy, by je powiedzieć: “Mamo, trzymaj się. Zaczęło się. Wojna, mamo. Bardzo tu mamy gorąco. To tyle. Pa, mamo”
W pierwszej chwili wydawało się, że Rosjanie ostrzelali posterunek i cała załoga zginęła. Tetiana wspomina, że gdy prezydent Zełenski w swoim wystąpieniu podał tę informację, poczuła się, jakby sama umarła. Odebrało jej władzę w rekach i nogach, czuła się, jakby skamieniała.
Jednak 28 lutego ukraińska marynarka wojenna poinformowała, że obrońcy Wyspy Węży jednak żyją i znajdują się w rosyjskiej niewoli. Gdzie? Nie wiadomo. Informacji o tym, gdzie jest jej syn, nie ma też Tetiana, ale cieszy się, że żyje, bo teraz to jest najważniejsze, i czeka na niego w rodzinnym miasteczku Złotonosza razem z jego dziewczyną.
Tetiana jest bardzo dumna z syna, z jego odwagi, bo przecież za to jego słynne zdanie Rosjanie mogli go rozstrzelać w pierwszej kolejności. Ale teraz zdanie “Rosyjski okręcie wojenny, idź w ch…j” dodało odwagi wielu ludziom i stało się hasłem tej wojny. Jednak duma nie wystarcza i Tetiana wolałaby zamiast tego wiedzieć, gdzie jest jej syn i co się z nim dzieje. Ma nadzieję, że i on, i wszyscy inni synowie, którzy poszli na wojnę, wrócą do swoich matek jak najszybciej.
