Więcej

    Wojna na Ukrainie. Rosja zdobywa przewagę na Donbasie. Ale jakim kosztem?

    Siewierodonieck jeszcze się broni, ale nie da się ukryć, że Rosja opanowuje coraz więcej terenów na Donbasie. Jednak koszty, jakie ponosi, są gigantyczne. To klasyczne pyrrusowe zwycięstwo.

    Jak przypomina Alfred Hackensberger w “Die Welt” cytowany przez Onet, jeszcze w lutym wszyscy zakładali, że Rosja, z druga armią świata, błyskawicznie pokona Ukrainę. Tymczasem mamy czerwiec, a w zwycięstwo Rosji nad Ukrainą wierzą już tylko rosyjscy propagandziści.

    Ogromne straty Rosjan

    Bo owszem, armia Putina zdobywa Donbas – ale dzieje się to dosłownie metr po metrze, a każdy metr jest okupiony gigantycznymi stratami Rosjan. Walki o Siewierodonieck trwały trzy miesiące, zanim Rosjanom w ogóle udało się wejść do miasta – teraz trwają walki w samym mieście i nie wiadomo, kiedy się skończą.

    Na południu udało jej się zdobyć Chersoń i Mariupol, ale to także kosztowało ją ogromne straty i całe miesiące walk, a od tego czasu front na południu stoi w miejscu. Rosjanie wycofali się spod Kijowa i Charkowa, odstąpili od ataku na Mikołajów, nie mówiąc już o zaatakowaniu Odessy.

    Amerykańscy analitycy są zdania, że Rosja na Ukrainie straciła już około tysiąca czołgów i 3 tys pojazdów wojskowych, a według danych Ukraińców na froncie poległy już ponad 32 tysiące żołnierzy.

    Hackensberger nazywa wojnę niekończącą się serią porażek i zupełnym blamażem armii kraju, który chce być supermocarstwem. Podkreśla też, że byłoby to jeszcze bardziej oczywiste, gdyby USA i Europa zaczęły dostarczać Ukrainie ciężką broń na wczesnym etapie.

    Bez względu na to, co Rosji uda się jeszcze zdobyć na Ukrainie, to i tak już teraz ta wojna jest jej sromotną porażką. W dodatku Ukraina zapowiada kontrofensywę, gdy tylko dostanie nową broń dalekiego zasięgu, a żołnierze nauczą się ją obsługiwać. Na razie nie ma jej wystarczająco dużo – stąd ciągłe, alarmujące prośby do zachodnich partnerów o dostawy broni.

    Rosja próbuje wprowadzać zmiany, ale…

    Rosja próbowała zmienić swoją taktykę. W kwietniu dowództwo nad armią objął generał Aleksander Dwornikow, zwany “rzeźnikiem z Syrii” lub “rzeźnikiem z Aleppo”. Miał doprowadzić do zwycięstwa Rosji i przez kilka tygodni analitycy zauważali w działaniach na froncie jego rękę.

    Ale przyczyna klęsk Rosji jest nie do pokonania przez jednego generała. Dwornikowowi nie udało się w ciągu tego krótkiego czasu, gdy dowodził armią – bo już został zdjęty ze stanowiska – poprawić łączności i koordynacji działań między poszczególnymi rodzajami sił zbrojnych, a nawet poszczególnymi oddziałami. Nie udało mu się też poprawić logistyki zaopatrzenia – także dlatego, że wiele wojskowych zapasów nie dociera na front, tylko jest sprzedawanych na lewo przez dorabiających sobie w ten sposób dowódców.

    W rosyjskiej armii kompletnie nie działa też wywiad wojskowy. Rosjanie atakują budynki mieszkalne i infrastrukturę cywilna, co owszem, ma znaczenie dla zastraszenia przeciwnika i utrudnienia mu życia. Ale nie ochroni walczących oddziałów przed ostrzałem rakietowym czy kontratakiem, nie zniszczy wrogowi amunicji, broni czy samolotów – w tym celu trzeba byłoby zaatakować cele wojskowe. Ale żeby to zrobić, trzeba wiedzieć, gdzie one są.

    Tymczasem Rosja marnuje pociski kosztujące setki tysięcy euro na osiedla mieszkaniowe zamiast na przykład, jak to zrobiły wojska NATO w 2011 w Libii, zniszczyć obronę przeciwlotniczą przeciwnika i utorować drogę myśliwcom, które z kolei utorują drogę wojskom pancernym i piechocie.

    Putin ma świadomość tego, że jego “druga armia świata” totalnie się skompromitowała, choć był tym równie zaskoczony jak reszta świata. Widać to po jego działaniach: Jak poinformował portal śledczy Bellingcat, w kwietniu zwolnił ponad 150 pracowników tajnych służb FSB oskarżając ich o nieudolność i przeciek informacji. Wśród zatrzymanych znalazł się sam szef wywiadu zagranicznego Siergiej Biesieda. Zdymisjonowanych zostało co najmniej siedmiu generałów, którzy odpowiadali za planowanie i prowadzenie inwazji na Ukrainę.

    Obecnie armia ma dowodzić generał Gennadij Żydko, były dowódca Wschodniego Okręgu Wojskowego i wiceminister obrony. Cele Rosji mimo wszystko się nie zmieniły. Na spotkaniu w Petersburgu Putin powiedział wprost, że chodzi mu o odbudowę potęgi ZSRR w jego granicach. Zdobycie Ukrainy ma więc być dopiero początkiem – o ile uda się ją zdobyć. Bo na razie nic na to nie wskazuje.

    WiadomościWojna na Ukrainie. Rosja zdobywa przewagę na Donbasie. Ale jakim kosztem?