Z powodu wojny na Ukrainie Rosja i Białoruś zostały obłożone wieloma sankcjami przez unię Europejską. Ale jak przekonuje jeden z pracowników agencji celnej – wystarczy udać się na granicę polsko-białoruską, by zobaczyć, że większość z tych sankcji to tylko teoria.
“W praktyce są zrobione pod publiczkę” – powiedział wprost portalowi Onet pracownik agencji celnej. Dlaczego? Ponieważ jak kierowca tira kierowca z Rosji lub Białorusi pokaże na granicy dokument, że wiezie towar na podstawie kontraktu zawartego przed wprowadzeniem sankcji, to będzie mógł go przewieźć. Nawet jak jest teraz objęty zakazami.
Co może agencja celna?
Agencje celne to prywatne jednostki pośredniczące między przedsiębiorcą a urzędem celnym. Działają dla wygody w całym kraju – polega to na tym, że kierowca ciężarówki przyjeżdża do takiej agencji, a jej pracownicy przygotowują dokumenty przed wywiezieniem towarów poza granice Unii Europejskiej i na ich podstawie kierowca jest wypuszczany z towarem albo nie. Ale rzadko się zdarza, by nie był wypuszczany nawet jak wiezie towar objęty sankcjami. Bo jak twierdzi pracownik agencji celnej – sankcje unijne to tylko teoria.
Zgodnie z rozporządzeniem UE istotny jest dzień podpisania kontaktu, jeśli chodzi o decyzję, czy trefny towar przepuścić czy nie. Jeśli więc firma z Białorusi lub Rosji ma podpisany kontrakt z producentem jakiego kraju UE z datą na przykład styczniową, wtedy bez względu na to, co wiezie ten samochód – towar jest przepuszczany, bo sankcje go nie obowiązują. Bo pierwsze unijne sankcje zostały wprowadzone 2 marca.
2 marca na listę zakazanych towarów znalazła się m.in. elektronika, drewno, oprogramowania. 15 marca stal, wyroby ze szkła, pojazdy o wartości większej niż 50 tys. euro z wyłączeniem karetek pogotowia, części zamienne, odzież, sprzęt sportowy i wyroby luksusowe: kawior, trufle, alkohole, cygara, perfumy oraz wiele innych. Ale zdaniem pracownika agencji te towary dalej jeżdżą za granicę. Bo umowy na ich dostawę zostały zawarte przed wprowadzeniem sankcji. A przecież choćby stal może zostać wykorzystana w przemyśle zbrojeniowym.
Co mogą więc zrobić pracownicy agencji? Mogą na przykład celowo wypełniać błędnie dokumenty, co powoduje, że tiry stoją dłużej na granicy. Podobną metodę stosują celnicy na granicy, którzy też znacznie dłużej sprawdzają czekające na przejazd samochody. Dzięki temu samochody jadą wolniej, więc przejedzie ich mniej. Ale nie zmienia to faktu, że sankcje nie działają.
Pracownik agencji mówi, że zdaje sobie sprawę z dwuznaczności działań, ale to jedyne, co mogą zrobić on i jego koledzy. Mówi też o innych niekonsekwencjach sankcji – choćby takiej, że Roman Abramowicz nie może wjechać do UE jako Rosjanin i jako oligarcha powiązany z Kremlem, ale ponieważ ma paszport izraelski, więc trzeba go przepuścić, zupełnie jakby to była inna osoba. Zwraca uwagę na fakt, że problemu by nie było, gdyby unijne firmy, w tym polskie, pozrywały kontrakty z firmami z Rosji czy Białorusi. Wtedy kierowcy nie jeździliby z towarem. Ale zerwanie umów nie jest takie łatwe, jest też kosztowne, zwłaszcza dla mniejszych firm. Dlatego nadal za wschodnią granicę jedzie towar objęty sankcjami.
Niemcy nie mają problemu
Co ciekawe – Niemcy nie mają tego problemu. Według ich interpretacji rozporządzenia UE data podpisania kontraktu nie jest istotna, ważne jest tylko to, czy towar jest objęty sankcjami czy nie. Jeśli jest – to jest cofany z niemieckich portów. Ostatnio cofnięto tam towar polskich firm na podstawie umowy podpisanej przed wojną, ale dla Niemców umowa nie była ważna, jedynie to, że jest to towar objęty sankcjami.
Handlujące ze Wschodem firmy stosują jeszcze inne sposoby omijania sankcji, o czym można się przekonać stojąc na polsko-białoruskiej granicy. Celnicy opóźniają transporty, przeszukują starannie samochody, ale nic nie mogą poradzić na zakazany towar, jeśli tir jedzie na przykład do Kazachstanu wioząc metalowe części do maszyn.
Kierowcy tirów mówią też, że przywożą towar z głębi Rosji, a w Polsce dostają pieczątkę, że to z Polski. Wśród takich towarów wymieniają włókninę do pampersów, płyty wiórowe z białoruskiego drewna, deski czy sadza. A z kolei polskie jabłka jadą do Rosji jako tureckie. Kolejny kierowca wiezie papier z Niemiec do Rosji, gdzie robi się z niego płyty MDF i HDF. Potem gotowe wracają do Niemiec przez Polskę. Mimo sankcji.
Jednak st. asp. Maciej Czarnecki, oficer prasowy podlaskiej Krajowej Agencji Skarbowej, powiedział Onetowi, że tiry, które są objęte zakazem, na pewno nie przekraczają granicy Polski.
“My działamy zgodnie z przepisami. To, co jest dozwolone – wyjeżdża. To, co jest objęte zakazami – nie wyjeżdża” – podsumowuje.