Brak prądu, wody, gazu, łączności i pogrzeby organizowane na podwórkach, bo nie można wyjść z powodu ostrzału. Oblężony od początku wojny Mariupol na Ukrainie jest w tragicznej sytuacji.
Mieszkańcy żyją pod nieustannym rosyjskim ostrzałem, choć Rosjanom dotąd nie udało się zdobyć miasta. W domach nie ma prądu, gazu i łączności, a ostatnio są też problemy z wodą i żywnością, jak informuje mariupolska rada miejska. Ludzie gotują jedzenie na ogniskach przed domami, a na podwórkach chowają ciała zmarłych sąsiadów.
Z tego też powodu radni nie są w stanie podać, ile osób zginęło, a ile jest rannych. Ludzie siedzą w schronach, nie ma z nimi kontaktu, a ciała chowa się na podwórkach, bo wyjście na cmentarz przy takim ostrzale nie jest możliwe. Nie wiadomo też, ilu jest rannych.
Burmistrz miasta, Wadym Bojczenko, kilka dni temu powiedział, że Mariupol, który znali jego mieszkańcy, już nie istnieje. Miasto jest zrujnowane, nie ma ani jednej ulicy, na której nie byłoby zbombardowanego budynku.
Władze Ukrainy od kilku dni próbują utworzyć korytarz humanitarny i ewakuować cywilów, ale to się nie udaje. Rosjanie zgadzają się na jego utworzenie – po czym zaczynają strzelać do ewakuowanych cywilów. 8 marca rosyjskie jednostki próbowały korytarzem humanitarnym wedrzeć się do miasta.